W zeszłym roku latem, wszedłem do klubu rugby mojego rodzinnego miasta w Cotswolds – nie żeby oglądać mecz czy napić się piwa, ale żeby oddać głos w wyborach powszechnych. Po chwili wahania w nieco niezręcznym, ale bardzo brytyjskim lokalu wyborczym, zdecydowanym ruchem ołówka zaznaczyłem krzyżyk w kratce obok kandydata Partii Pracy.
Po 14 latach rządów Partii Konserwatywnej – czyli ponad połowie mojego życia – czułem nadzieję na zmianę. Jak wielu ludzi w moim wieku, czułem się głęboko rozczarowany długim okresem chaosu politycznego, niepewności związanej z pandemią Covid, rosnącymi czynszami, malejącymi perspektywami zawodowymi i zniszczonym systemem zdrowia NHS.
Sir Keir Starmer zdobył solidne 40 procent głosów wśród ludzi w wieku od 18 do 24 lat, zwabionych jego obietnicami przywrócenia stabilności gospodarczej w Wielkiej Brytanii, odbudowy zdolnych do funkcjonowania usług publicznych – a przede wszystkim dlatego, że przysięgał raz za razem: „Nie zwięksimy podatków dla pracujących ludzi”.
Cóż, jak dużą różnicę robi 18 miesięcy. Po tegorocznym niezwykłym budżecie, który dodał kolejne 30 miliardów funtów podwyżek podatkowych do ubiegłorocznych 40 miliardów – wszystko po to, aby sfinansować coraz bardziej gigantyczne państwo opiekuńcze – czuję się zupełnie zdradzony.
Nie zrozum mnie źle. Rozumiem, jak ważną rolę mogą pełnić świadczenia jako siatka bezpieczeństwa i ostateczne wsparcie dla tych, którzy są desperacko potrzebujący.
Nie pochodzę z bogatej rodziny – i otrzymałem swoją część wsparcia na przestrzeni lat. Miałem szczęście otrzymać pełne stypendium (przyznane z uwagi na osiągnięcia akademickie) do prywatnej szkoły, której moi rodzice nie byliby w stanie sobie pozwolić.
Pomogło mi to rozpocząć studia licencjackie w Durham, a następnie magisterskie w Bristolu.
Jednak było też krótkie okres w moim życiu, gdy zmiana okoliczności – taka, która mogłaby spotkać każdego – sprawiła, że moja rodzina stała się zależna od świadczeń.
Kiedy moja matka, Samantha, która przestała pracować, aby wychować trójkę dzieci w dwuosobowym gospodarstwie domowym, nagle stała się samotna i musiała nas wszystkich wychowywać sama, zmuszona była ubiegać się o to, co wówczas nazywano Zasiłkiem dla Poszukujących Pracy na okres sześciu miesięcy.
Moja mama pracowała niezwykle ciężko, by znaleźć pracę. Wkrótce wróciła do szkoły, żeby uczyć się na kierunku zarządzania, pogodzając to z jakąkolwiek pracą, którą mogła podjąć, oraz z opieką nad dziećmi. Dzisiaj, 15 lat później, prowadzi zespół inspektorów i z dumą jest właścicielką swojego domu.
Świadczenia były dla niej tymczasowym rozwiązaniem – nie chciałaby tego w żaden inny sposób. Były kategorycznie nie wyborem stylu życia.
Jednak to wyraźnie tak woli widzieć Labour. W końcu, kiedy ludzie zależą od podatnika, są bardziej skłonni głosować na partię, która najbardziej agresywnie redystrybuuje bogactwo.
Nie potrzebuję żadnych nauk od Rachel Reeves czy Starmera na temat znaczenia państwa opiekuńczego.
Natomiast stanowczo sprzeciwiam się politykom gospodarczym zachęcającym ludzi do wyboru życia na świadczeniach – czyli na pracy innych ludzi – zamiast zabrać się do roboty i zrobić coś ze swojego życia.
Po tegorocznym budżecie wydatki na świadczenia społeczne mają wzrosnąć do niewiarygodnej kwoty 400 miliardów funtów rocznie. Może to spowodować, że kolejne 25 000 rodzin będzie ubiegać się o zasiłki po tym, jak Reeves zlikwidowała ograniczenie świadczeń dla drugiego dziecka. Rodziny z sześciorgiem dzieci mogą otrzymać dodatkowe 14 000 funtów rocznie, co zachęca ludzi do posiadania większej liczby dzieci, aby zwiększyć swoje „dochody”.
Jeśli to nie jest dowód, że ten budżet nagradza beneficjentów świadczeń kosztem „pracujących ludzi” jak ja, to co zatem?
W rzeczywistości mam poważne wątpliwości co do swojej decyzji o zagłosowaniu na Labour od ubiegłorocznego budżetu, kiedy Reeves przeprowadziła swój pierwszy atak na uczciwych pracowników, naruszając manifest swojej partii poprzez zwiększenie składek ubezpieczenia narodowego: czyli jasne opodatkowanie miejsc pracy.
Rezultatem? Pod rządami Starmera inflacja wzrosła do 3,8 procenta, bezrobocie wzrosło z 4,1 do 5 procent, a 13 procent osób w wieku od 16 do 24 lat należy obecnie do kategorii „Neet” – niepracujący, nieuczący się ani na żadnym szkoleniu.
Labour, szczerze mówiąc, sprawił katastrofę – dużo bardziej nieudolny niż Konserwatyści w swoim najgorszym okresie – i mam strasznego wyrzuty sumienia kupującego.
Jak większość ludzi w moim wieku, chcę zarabiać własnym wysiłkiem. Jednak czuję ogromne rozczarowanie partią, która obiecywała poparcie dla pracujących ludzi takich jak ja.
Wystarczy spojrzeć na kilka środków: Reeves zaatakowała emerytury pracownicze – tylko w sektorze prywatnym, oczywiście – jednocześnie zamroziła niezwykle wysokie stopy odsetek od pożyczek studenckich. (Moja obecnie wynosi oszałamiające 76 000 funtów.) Mając 24 lata, spodziewam się, że przez resztę mojego zawodowego życia będę opłacać ten podatek dla absolwentów, kiedy ludzie z czasów Reevesa i Starmera chodzili na uczelnie za darmo.
Ten budżet oznacza również, że do roku 2030 dodatkowe 780 000 Brytyjczyków będzie płaciło podatek dochodowy, podczas gdy 920 000 trafi do wyższego przedziału podatkowego do tego samego roku.
Według Biura Odpowiedzialności Budżetowej zamrożenie progów podatkowych przez Reeves, aby sfinansować jej bonanza świadczeń, sprawi, że stracę co najmniej 1 000 funtów, nie wspominając o jej innych środkach.
Jednocześnie wiele świadczeń, w tym renty inwalidzkie i płatności za niezależność osobistą, wzrośnie o 3,8 procenta w kwietniu przyszłego roku, podczas gdy emerytura państwowa wzrośnie o 4,8 procenta.
I chociaż jestem miliony mil od tego, aby ucierpieć z powodu podatku od posiadłości Reevesa, który sprawi, że ci, którzy posiadają nieruchomości warte więcej niż 2 miliony funtów, będą płacić corocznie nawet do 7 500 funtów, to sprawia, że dwa razy zastanawiam się, czy zbierać pieniądze wraz z moim narzeczonym, żeby wpłacić zaliczkę na mieszkanie w Londynie, mieście, w którym się urodziłam.
Rząd okazał gotowość do zabierania pieniędzy od posiadaczy nieruchomości, a teraz nawet kwotę, którą mogę oszczędzić bez podatku w moim ISA, została obcięta.
Poparcie Labouru gwałtownie spada wśród młodych ludzi. Wielu nie wie, dokąd się zwrócić: ultra-radkalna Partia Zielonych rozkwita w sondażach, mimo że jest kierowana przez samozwańczego „ekopopulistę”, który słynnie twierdził w 2013 roku, że może powiększyć piersi kobiet mocą swojego umysłu.
Inni członkowie Generacji Z zwracają się ku Reform UK pod przewodnictwem Nigela Farage’a, ale nie zgadzam się z wieloma z jego poglądów, a zwłaszcza uważam, że myli się winiąc wszystkie problemy Wielkiej Brytanii na rzecz masowych imigracji, choć jest to poważny problem.
Tak więc dobrze, że Kemi Badenoch tak świetnie rozprawiła się z Reeves w tym tygodniowym starciu w Izbie Gmin. Liderka Partii Konserwatywnej wypowiedziała się wyraźnie i głośno do pracujących ludzi takich jak ja – którzy wierzą w podstawową zasadę, że wszyscy powinniśmy móc wybierać swoje własne przeznaczenia oraz zachować jak najwięcej własnych pieniędzy.
Kiedy Badenoch skonfrontowała się „kobieta do kobiety” z Reeves, mówiąc Kanclerzowi, żeby przestał narzekać na „męskie uwagi” i „seksizm”, a zamiast tego uznał swoją własną nieudolność i złamane obietnice, miałam ochotę krzyknąć.
Następne wybory są kilka lat odległe – a ja będę biedniejsza, gdy nadejdą. Ale już teraz podejrzewam, że wiem, na kogo zagłosuję – i z pewnością nie będzie to Labour.






