Strona główna Nauka Nasze mózgi, my sami

Nasze mózgi, my sami

9
0

Świt powoli kradł się nad miastem. Cienie składane na alejkach powoli ustępowały miejsca pięknemu, jasnemu porankowi. Był czerwiec, a nieliczni wczesni wstający w drodze na ustawienie stoisk na targu cieszyli się cichym, bladym blaskiem nowego dnia, nieco pocieszenia, gdy przeciwnik był zaledwie pięćdzieści mil stąd. Wielu, którzy sobie na to pozwolili, już opuścili metropolię, ale większość mieszkańców trzymała się przekonania, że linia obrony utrzyma się, tak jak przez ostatnie cztery lata. Nadal było nadzieja.

Na Bulewarze Haussmanna kilka samochodów kierowało się na wschód, ale w przeciwnym razie ulica była cicha, większość mieszkańców jeszcze nie obudziła się. Lokator drugiego piętra w numerze 102 jednak był już od pewnego czasu w górze – całą noc, w rzeczywistości. Okna jego okiennic były ściśle zamknięte, tak jak to miało miejsce od miesięcy. Jego zielona lampka nocna była jedynym źródłem światła w ponurej sypialni. Wypełnione ciemnymi meblami pomieszczenie, z książkami ustawionymi na biurku i gęstymi oparami stramonium na jego astmę otaczającymi pokój silnymi oparami, emitowało zakłócający ucisk atmosferę. Korkowane ściany, specjalnie zamontowane, aby izolować lokatora od odgłosów ulicznych i reszty budynku, dodawały do uczucia klaustrofobii, jakie musiało odczuć większość jego odwiedzających.

Siedząc w łóżku w swoim ozdobnym japońskim szlafroku i podparciu na dwóch dużych poduszkach, zazwyczaj o tej porze dnia gorączkowo pracowałby nad swoim manuskryptem, który pilnie spisywał ręcznie w czarnych skórzanych zeszytach przez ostatnie dwanaście lat. Ale tego ranka było inaczej. Ogarnęła go przytłaczająca obawa. Był pewien, że jedna strona jego twarzy się opadała. Kiedy rozmawiał ze swoją gospodynią, Céleste, poprzedniego wieczoru, był przekonany, że jego wypowiedzi były niewyraźne, jego mowa jakoś marszczona. Doszedł do wniosku, że musi być na skraju doświadczania poważnego udaru, takiego samego, jak jego matka i ojciec. Nie mógł być innej wyjaśnienia. To było w rodzinnej krwi. A czy jego ukochana matka, Jeanne, nie została dotknięta straszną niemożnością? Jej udar pozbawił ją języka: stała się afatyczna, niezdolna rozmawiać ze swoimi ukochanymi synami.

Tak więc latem 1918 roku, kiedy Niemcy uruchamiali swoje ostatnie ofensywy Pierwszej Wojny Światowej z celem dotarcia do Paryża, wielki pisarz Marcel Proust siedział w swoich niebieskich atłasowych prześcieradłach, z lękiem rozważając możliwość zaburzenia mózgu, które pozbawiłoby go jego najbardziej cenionej umiejętności: komunikacji. Teraz, mając prawie pięćdziesiąt lat, był bardzo zaznajomiony z afazją. Nie tylko jego matka na nią cierpiała, ale przed swoim własnym udarem, jego ojciec dr Adrien Proust napisał całą książkę na ten temat.

Młodszy Marcel także zapoznał się z wieloma najbardziej utalentowanymi neurologami w mieście. W tamtym czasie Paryż uważany był za wiodące centrum zaburzeń mózgu na świecie, a kilku jego pionierów dokonało przełomowych wkładów w ten temat. Obejmowało to zrozumienie zaburzeń językowych po udarze, które mogą upośledzić nie tylko umiejętność mówienia, ale również czytania i pisania. Bez tych zdolności, gdzie byłby Proust?

Tak wielki był strach przed nadchodzącą afazją tego poranka w czerwcu 1918 roku, że umówił się na wizytę u znanego neurologa, Josepha Babinskiego, którego gabinety znajdowały się zaledwie dziesięć minut drogi na tym samym bulwarze pod numerem 170. Jak wspominał Proust spotkanie, Babinski nie miał o nim pojęcia. „Masz pracę?” Babinski rzekomo zapytał.

Celem Prousta tego dnia było przekonanie Babinskiego do wykonania trepanacji: zrobienie dziury w jego czaszce. Tak wielki był jego strach, że był przekonany, iż taki radykalny krok był konieczny, aby zapobiec postępowaniu udaru. Babinski, zawsze profesjonalny, zbadał Prousta i uspokoił go, że nie ma dowodów, iż cierpi na udar, i delikatnie odmówił przeprowadzenia procedury chirurgicznej. Boże, tylko można się zastanawiać, co mogłoby się stać z wielkim romansem Prousta, gdyby to zrobił. Marcel Proust nigdy nie doświadczył udaru, chociaż lęk przed jego doświadczeniem przez resztę swojego krótkiego życia ciągle go męczył. Nawet gdy kilka lat później umierał na zapalenie płuc, to właśnie Babinski został wezwany.

Troski Prousta o cierpienie na zaburzenie mózgu nie są unikatowe. Chociaż każdy z nas może zachorować na chorobę ciała, to większość z nas obawia się najbardziej zaburzenia mózgu. Dlaczego? Ponieważ stany neurologiczne mogą sprawić, że ludzie różnią się bardzo. Niektórzy nie będą w stanie komunikować się, jak obawiał się Proust. Inni mogą stracić pamięć lub cierpieć na zniekształcone percepcje lub halucynacje. Niektórzy mogą stać się społecznie nieodpowiedni, pozbawieni empatii, lub być niegrzeczni i agresywni. Inni mogą stać się bardzo impulsywni lub beztrosko działają, tracąc duże sumy pieniędzy na hazard lub rozwijając nowe uzależnienia. Niektórzy mogą cierpieć na patologiczne apatię, stając się wycofani i pozbawieni motywacji do interakcji z innymi ludźmi.

Po zrozumieniu, jak bardzo zmiany zachowania lub osobowości takie mogą być dla osób, które je rozwijają, jak i dla ich rodzin, mogą także wiele powiedzieć o nas. Obserwując, co się dzieje, gdy konkretna funkcja mózgu zostaje utracona, możemy się dużo dowiedzieć o naszych normalnych ja, jak funkcje poznawcze wpływają na stworzenie tego, kim jesteśmy (nasze tożsamości osobiste), a także jak kształtują nasze tożsamości społeczne – część naszych ja, która wynika z naszych relacji z innymi.

Dla kogoś takiego jak Marcel Proust, utrata języka byłaby katastrofalna. Straciłby nie tylko zdolność pisania, ale być może równie istotne, nie miałby już tego samego znaczenia w swoim kręgu społecznym. Tożsamość społeczna, którą tyle trudu włożył w jej kreowanie, zostałaby efektywnie rozwiązana. Proust spędził lata budując relacje z najwybitniejszymi członkami francuskiego społeczeństwa. Miał nieproporcjonalne zainteresowanie swoimi relacjami z ludźmi wpływającymi. Dla mężczyzny homoseksualnego pochodzenia żydowskiego (ze strony matki), udało mu się zręcznie poradzić sobie z zawiłościami paryskiej uprzedzoności i snobizmu z ogromnym sukcesem.

Poprzez obserwację i naśladowanie stał się wewnątrznym członkiem świata, gdzie niewielu by pomyślało, że należy lub będzie mieć jakikolwiek wpływ. Tak naprawdę, niektórzy komentatorzy doszli do wniosku, że Proust był bardzo skutecznym manipulatorem, człowiekiem, który nie chciał zrezygnować z własnego wpływu na innych w swojej otoczce, nawet gdy spędzał dni w swojej ponurej sypialni pisząc. Bez języka jednak, kręgi, do których tak ciężko pracował, aby do nich należeć, nie byłyby mu już dostępne. On by nie „należał”.

To jest fragment z naszych umysłów, naszych samych Masuda Husaina (Canongate Books), zdobywcy Nagrody Książki Naukowej Royal Society Trivedi i ostatniego wyboru dla Klubu Książki New Scientist. Zapisz się i czytaj razem z nami tutaj.